Lwów – polskimi śladami

Latem, w czasie długiego weekendu, wybraliśmy się do Lwowa. Podczas podróży LeoExpress’em poznaliśmy Ukraińca, który zachęcił nas do odwiedzenia „Pijanej Wiśni”, czyli knajpki gdzie podawana jest jedynie mocna nalewka wiśniowa. To miejsce było pierwszym jakie „odwiedziliśmy” we Lwowie, dlatego też dalsza część zwiedzania odbyła się na lekkim rauszu (przynajmniej dla Weroniki).

Lwow - Pijana Wiśnia

Lwowska starówka pełna jest monumentalnych kościołów, a z racji tego, że sobota była wyjątkowo słoneczna to w każdym z nich dosłownie co godzinę odbywał się ślub. Plenery ślubne również towarzyszyły nam tego dnia podczas zwiedzania.

Wracając do hotelu, natrafiliśmy na festiwal kultury Ukraińskiej. Kiedy podczas folklorystycznego koncertu zaśpiewana „Hej Sokoły”, ucieszyliśmy się jak dzieci. Ponadto, w cały mieście na każdym kroku widoczny jest polski akcent. Msze w języku polskim, pomnik Adama Mickiewicza, czy polskie napisy na budynkach.

Wycieczka wycieczką, ale wierny kibic nigdy nie opuszcza swojej drużyny. Dlatego nawet będąc na Ukrainie, trzeba było znaleźć angielski bar, gdzie przekona się właściciela do wyświetlenia meczu Tottenham’u.

Ukraina ze względu na obecną sytuację polityczną jest dla nas Polaków wyjątkowo tania. W związku z tym, nie odmawialiśmy sobie praktycznie niczego we Lwowie. Weronika: “Na przykład Wojtek po zjedzeniu obiadu, stwierdził że ciągle mu mało i zamówił sobie kolejny.”

Jednak spaliliśmy wszystkie kalorie zdobywając Wzgórze Zamkowe. Schodząc zauważyliśmy typowe, klimatyczne podwórka ukraińskie, pełne maskotek i zabawek dla dzieci.

Ostatniego dnia w imię dawnego hasła reklamowego „Sto lat żyje, kto lwowskie piwo pije”, udaliśmy się do muzeum browarnictwa. Oczywiście w cenie biletu była przewidziana również degustacja ukraińskiego piwa.

Dodaj komentarz