15 milionów mieszkańców. 1500 km² powierzchni. Ogromna ilość turystów oraz niezliczona ilość skuterów i tuk tuków. Do tego wszechobecny street food i żar lejący się z nieba.
To właśnie Bangkok, czyli tętniącą życiem stolica Tajlandii. Trafiliśmy do pokoju w hostelu, bez okna. Bo takie kwestie jak kuchnia i okna są w tajskich mieszkaniach sprawami drugorzędnymi. Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od zwiedzania świątyni Wat Pho, gdzie mieści się jeden z największych posągów Buddy na świecie.
Dla Tajów liczba 108 jest liczbą świętą. Dlatego obok leżącego Buddy w świątyni znajduje się 108 wiaderek. Buddyści wierzą, że jeśli wrzucą po jednej monecie do każdego z nich, to osiągną szczęście.
Bilet wstępu do świątyni to 100 Bahtów (10 zł) dla turystów. Dla Tajów wstęp do tej świątyni i innych atrakcji jest darmowy. Powoli zaczynamy rozumieć, dlaczego oni tak bardzo kochają swojego króla.
Pałac królewski jest kolejnym miejscem, które trzeba zobaczyć, będąc w Bangkoku. Zdumiewający jest sposób ozdabiania każdego centymetra kompleksu pałacowego. Cekiny, kolorowe szkła, lustra – wszystko to ułożone jest w spektakularne mozaiki, tworzące razem typowo azjatycki klimat. Cena: 500 Bahtów (55 zł), ale warto.
Mieliśmy to szczęście, że po Bangkoku oprowadzało nas dwóch naszych znajomych. Songsak pokazał nam nocne markety w mieście – jeden przy stacji BTS Phra Khanong, a drugi przy stacji metra Thailand Culture Center. Oba miejsca gorąco polecamy dla wszystkich spragnionych kulinarnych doznań. Znajdziecie tam takie specjały, jak krokodyl z rożna czy owoce morza. Przekąską do piwa mogą być pieczone owady.
Tam poznaliśmy najpopularniejsze dania kuchni tajskiej, o których więcej tutaj. Natomiast Fluke pokazała nam imprezową cześć Bangkoku zabierając nas na Khao San Road. Kac Vegas w Bangkoku dobrze oddaje, atmosferę panującą na tej ulicy. W barach obsługują głównie ladyboye, alkohol podawany jest w wiaderkach.
Mówi się że Bangkoku albo się kocha albo się nienawidzi. Hałas i tłumy na ulicach są momentami irytujące, jednak uśmiechy i różnorodność miasta rekompensują wszystko w 100%.
Super, dzięki Wam mam ochotę pojechać do Tajlandii.
Zazdroszczę! I powodzenia w dalszej podróży! 🙂