Jadąc na Ko Chang dowiedzieliśmy się, że w Tajlandii jest 230 gatunków węży, jednak tylko 30 jadowitych. Gdy po ścianach w bungalowie chodzą gekony, to naprawdę dobry znak, gdyż w pobliżu nie ma węży. To one pierwsze wyczuwają obecność drapieżników. Po usłyszeniu tych jakże miłych informacji, udaliśmy się do hostelu na wyspie. Okazało się, że znajduje się on w środku dżungli, czyli kompletnie inaczej niż pokazywały zdjęcia na bookingu. Rano czekała na nas kolejna atrakcja. Stado małp biegające wokół naszego domku w poszukiwaniu bananów. Witajcie wakacje na rajskiej wyspie!
Tropikalni złodzieje, którzy wypili nam nasze koktajle
Po zmianie lokum zła passa minęła. Napawaliśmy się spokojem panującym na wyspie, po głośnym Bangkoku. Piaszczysta plaża, gorące Morze Południowochińskie, porośnięte dżunglą góry oraz malowniczy port w oddali, tworzyły wprost idealny krajobraz. Dodając do tego hamak, huśtawkę nad brzegiem morza i dobrą książkę mamy przepis na cudowne wakacje.
Listopadowe dni rozpoczynaliśmy od zimnego shake’a z papai, smoczego owoca czy mango.
Zauważyliśmy, że w Tajlandii nikt nie narzeka. Nikt nie użala się nad swoim losem, tylko bierze los we własne ręce. Właśnie dlatego większość Tajów prowadzi własny biznes. Umiesz gotować – zakładasz na wyspie restauracje. Masz mikser – robisz najlepsze koktajle dla turystów na świecie. Wokół tego kręci się życie twoje i twojej rodziny. Jeśli kobieta jest kucharką, to jej mąż jest kelnerem i obsługuje gości, a dzieci po szkole w tym miejscu bawią się i odrabiają lekcje. Wprost idealny układ. Cała rodzina jest razem, współpracują ze sobą, aby poprawić swoją sytuację materialną. Czy aby na pewno nasze zachodnie podejście do życia, pełne pośpiechu i codziennego stresu powinno być wzorem do naśladowania? Może lepiej przyjrzeć się zachowaniu ludzi z “trzeciego świata” i to tam szukać nauki życiowej.
Super podróż, Preficze!
Widoki cudowne a małpy oprócz wspomnianych koktajli coś wam zabrały