Dwa lata temu pisząc do Fluke na jednym z portali internetowych, nie spodziewaliśmy się, że pewnego dnia zostaniemy członkami jej rodziny. No przynajmniej na jakiś czas ?. Po poznaniu jej osobiście w Bangkoku myśleliśmy, że ponownie się nie spotkamy. Jednak po dwóch miesiącach naszej podróży, Fluke zaprosiła nas do swojej rodzinnej miejscowości – Ban Si Liam.
Jest to wioska położona 25 km od Phrae, na północy Tajlandii. Na pierwszy rzut oka nie ma tu zbyt wielu atrakcji. Dlatego kupując bilet w tamtym kierunku, wszyscy dziwili się po co tam właściwie jedziemy. Jednak to miejsce ma do zaoferowania to, czego nie mają turystyczne i zatłoczone miasta. Panujący tutaj spokój i brak pośpiechu powodują, że czas zatrzymuje się w miejscu.
Fluke przyjęła nas do swojego domu, jak dawno nie widzianą rodzinę. Dała nam do dyspozycji własny pokój i oznajmiła, że mamy czuć się jak u siebie. W wielkim domu mieszkaliśmy z jej babcią i dziadkiem.
Babcia każdego dnia gotowała dla nas tajskie specjały, pamiętając o dodawaniu mniejszej niż zwykle ilości chilli, ze względu na “białych”. Dzięki niej nauczyliśmy się nowego słowa po tajsku: “Aroj!”, czyli “Pyszne!”.
Natomiast dziadek Fluke przez te kilka dni był naszym kierowcą. To dzięki niemu zobaczyliśmy w okolicy takie miejsca jak:
- Phae Mueang Phi Forest Park – gdzie spacerowaliśmy wśród ciekawych form skalnych,
- Wat Prathat Phujae – czyli białą świątynię na wzgórzu,
- Wat Prathat Cho Hae – pagodę, w której Fluke wytłumaczyła nam wiele buddyjskich obrządków,
- Wat Ban Si Liam – małą wiejską świątynię, którą często odwiedzały babcia i prababcia Fluke,
- Pha Nang Kha Cave – jaskinię, z którą wiąże się legenda:
“Dawno, dawno temu tajska księżniczka zakochała się w żołnierzu. W związku z tym, że ich romans nie był akceptowany wśród społeczeństwa, musieli uciekać z miasta. Zamieszkali w jaskini, gdzie urodziło im się dziecko. Gdy zabrakło im jedzenia, żołnierz udał się na jego poszukiwanie. Na jego nieszczęście znalazło go wojsko i zabiło. Legenda głosi, że księżniczka trzymając dziecko na rękach, zamieniła się w kamień i ciągle czeka na ukochanego.”
Podczas gdy dla nas atrakcjami były powyższe miejsca, dla lokalnych atrakcją byliśmy my. Niektórzy pierwszy raz w swoim życiu widzieli obcokrajowca, dlatego często przyjeżdżali, aby tylko się z nami przywitać. Pytania miejscowych dzieci nieraz zbijały nas z tropu. Bo jak odpowiedzieć na stwierdzenie: “Dlaczego masz niebieskie oczy?” albo “Dlaczego twoja skóra jest aż tak biała?”.
Weronika: “Nasuwało się jedynie: “Moja mama ma niebieskie oczy, moja babcia je ma i dlatego ja też takie mam.” Co do skóry tajskie dziewczyny stwierdziły, że Wojtek nałożył za dużo kremu wybielającego ?”
Wieczorami pomagaliśmy przygotowywać posiłki i w końcu odważyliśmy się użyć skuterów podczas naszej podróży. Jazda przy zachodzącym słońcu wśród pól kukurydzy i ryżu – nieziemska!
Nocą, gdy temperatura stawała się przyjemniejsza, przyjeżdżali kuzyni i znajomi Fluke. Razem jedliśmy, piliśmy i śpiewaliśmy, a bariera językowa nie stanowiła problemu. Jedynie powód do śmiechu. Ciężko było się pożegnać z wszystkimi, ale kto wie może jeszcze kiedyś się zobaczymy?
Z przyjemnością czytałam waszą kolejną relację z podróży, z niecierpliwością czekam na dalsze reportaże oraz super zdjęcia